Syn już prawie śpi, jeszcze tylko moment, a z pokoju dobiega cichutkie wołanie Poli, tak cichutkie, że nie słyszę co chce. Jeszcze minutka i do niej pójdę, jak teraz zostawię Artura to na nowo się rozbudzi - kalkuluję. Po chwili wychodzę z sypialni i zastaję córkę w rozkroku na środku pokoju. "Mamusiu, zrobiłam siku. Tutaj i tam". "Ojej, a jak to się stało?" - pytam spokojnie. "Wiesz, mamusiu, ja wołałam mama siku, ale nie słyszałaś..." Chwyta mnie za serce. Przynoszę nowe majtki, rajstopy i sadzam córkę na ubikacji, żeby skończyła sikanie. Jest to pewnie efekt tłumaczenia, że jest już duża i lepiej, żeby korzystała z ubikacji, a nie z nocnika. Niestety, na ubikację jeszcze nie potrafi usiąść samodzielnie. "Następnym razem jak będziesz chciała siku, a mama nie będzie mogła przyjść, to idź do łazienki i zrób na nocnik, ok?" - tłumaczę. "Dobrze. Jesteś moją najlepszą mamusią. Kocham Cię bardzo!" - słyszę w odpowiedzi.
Rozczuliła mnie na wylot. Po raz drugi umyłam podłogę w pokoju, bo zanim Artur poszedł spać wylał tam herbatkę. Można by się zdenerwować, że w kółko wyciera się podłogę, a tymczasem pojawia się żal, że człowiek nie może się rozdwoić, żeby nie zostawiać dziecka samego w takiej sytuacji. Macierzyństwo zapewnia takie momenty, kiedy posikane dziecko może być powodem wielkiego wzruszenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz