Pogoda dzisiaj cudowna i dodająca skrzydeł, dlatego też, kiedy tylko
córka z tatą pojechała do babci, żeby spędzić dzień z miłością swojego
życia, seterem Goldi, udaliśmy się z Arturem na spacer. Na pierwszy
spacer matki z synem.
Niestety, pora roku, pogoda,
okoliczności często nie sprzyjały spacerowaniu i Artur w tej kwestii
jest mocno opóźniony w porównaniu z urodzoną w marcu Polą. Poza tym
jeśli już był na spacerze to raczej z całą rodziną, bo tak logistycznie
dużo łatwiej. Ale dzisiaj nadarzyła się niezwykła okazja i udaliśmy się
na spacer tylko we dwoje. Cudownie było spacerować ze śpiącym dzieckiem i
kontemplować. Po prostu myśleć o tym na co przyjdzie ochota, a nie o
tym, czy córka spadnie z krawężnika czy też czy nie podchodzi za blisko
płotu zza którego patrzy wielki pies.
Uwielbiam spacery rodzinne, bardzo
lubię wyjścia tylko z córką, ale spacerowanie z głębokim wózkiem, kiedy w
plecy grzeje słońce, a nad głową błękit nieba, to uczucie cudowne i
rekompensujące różne niewygody. Jedziesz wózkiem i nikt nie krzyczy, że chce wysiąść, bo teraz pójdzie na nogach, nikt nie wyrzuca zabawek z wózka - to ulotne chwile i trzeba je łapać póki jest okazja. Dzisiejsze słońce dało mi nadzieję, że
wiosna już blisko, bo bardzo mi jej brakuje. Mam nadzieję, że zima nie
zagra mi na nosie ;)
pamiątkowa fotka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz