Trwa Sylwester, jeszcze trzy godziny do północy. Mąż zasnął w sypialni na dywanie towarzysząc córce posiadającej 38 stopni gorączki, ja popijam fervex i z trwogą patrzę na syna, któremu po wielu trudach udało się zasnąć.
W zeszłym roku pisałam o sylwestrowym fatum, które towarzyszy nam od kilku lat, za sprawą tego fatum spędzamy sylwestra w domu. W tym roku mocno wierzymy, że tego sylwestra uda nam się spędzić w domu, że żadne z nas nie będzie musiało jechać na ostry dyżur.
Niestety, sprawdziły się moje obawy, które towarzyszyły mi od pierwszych chwil, kiedy trafiliśmy do szpitala - czy kaszlące dzieci przybywające z nami na sali nie zarażą mojego syna, który już teraz jest osłabiony, bo jego organizm walczy z bakterią. W szpitalu nie było warunków, żebyśmy mieli salę bez kaszlących dzieci i tym sposobem kaszel przyszedł z nami ze szpitala do domu. Dopadło nas wszystkich, a co najgorsze również Artura.
Kiedy ma się za sobą doświadczenie takie jak my mamy, to świat staje się dużo mniej spokojny i chciałoby się schować dziecko pod kloszem. Pola nie chorowała jako niemowlę, więc nie znaliśmy takiego stresu jakiego doświadczamy teraz. Stresu, w obliczu którego wszystko inne przestaje się liczyć. Diagnoza Artura po pobycie w szpitalu jest taka, że miał bakterię, która nie została zidentyfikowana, bo tak szybko została zwalczona, jednak kiedy przyjmowali nas do szpitala podejrzewali sepsę. Coś nad nami czuwało, że tak szybko udało się zauważyć zmiany w zachowaniu Artura, że w przychodni od razu nas przyjęli jak tam przybiegłam z gorączkującym dzieckiem, że pani doktor wezwała pogotowie i nie straciliśmy dwóch godzin na SORze...
Teraz mam ogromne obawy czy to coś będzie nad nami czuwać nadal, czy czegoś nie przegapimy, bo jak życie nieraz dowiodło w przypadku sepsy liczą się minuty. A skoro raz się pojawiła, to znaczy, że jest realnym zagrożeniem. Niemowlę źle znosi katar i kaszel, ale jak odróżnić czy jego zachowanie to tylko reakcja na chorobę, czy też poza przeziębieniem dzieje się coś więcej? Dzisiaj już dwukrotnie byliśmy bliscy pakowania się do szpitala, ale dwukrotnie coś nas powstrzymało, bo kiedy zjawimy się na SORze, to na pewno trafimy z powrotem na oddział, a czy to na pewno będzie najlepsze rozwiązanie? Czy miejsce, gdzie nie można się doprosić o przewietrzenie sali będzie dobrym miejscem dla chorego dziecka? Czy stres rodziców wywołany panującymi tam warunkami nie odbije się negatywnie na dziecku?
Przed nami czas bardzo długiego weekendu, a to nie sprzyja pracy, dlatego postanowiliśmy zaczekać. Gorączka spadła, mały zaczął jeść, teraz pośpi, więc chyba idzie ku lepszemu. Próbując się uspokajać widokiem poprawy stanu zdrowia dziecka mam wrażenie, że stąpam po bardzo kruchym lodzie czy też, jak śpiewa pewien starzejący się z klasą rockmen, na linie nad przepaścią tańczę.W takich sytuacjach człowiek sobie przypomina momenty, w których narzekał i chce, żeby wróciły, bo życie pokazuje, że może być znacznie gorzej. Ja właśnie znajduję się w takiej sytuacji, mogę nosić i kołysać całą noc, byle by nie był więcej chory i bylebyśmy spędzili tego sylwestra w domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz