czwartek, 3 grudnia 2015

ekstremalne przeżycia


Nie chcę mieć syna gamonia. Chcę mieć syna mężczyznę, który w przyszłości zapewni bezpieczeństwo swojej rodzinie, będzie wsparciem dla żony. Musi mieć charakter, a żeby go mieć to musi go kształtować. 

Dlatego czasem widząc jak przechadza się po krawędzi łóżka, czy też huśta się na reniferze na biegunach na stojąco, niczym jokej na rozpędzonym rumaku, odwracam głowę. Mówię do siebie (i czasem do przerażonej jego poczynaniami córki) "nie spadnie, to się nie nauczy". Nie przychodzi mi to łatwo, ale wierzę, że muszę to zrobić, żeby świat stał przed nim otworem. Do tej pory byłam przekonana, że "spadnięcie" da taką naukę, że nie będzie chciał więcej wejść na szafkę nocną, zawisnąć na suszarce z praniem czy blacie w kuchni, a tymczasem dowiedziałam się, że każdy upadek powoduje, że wchodzi tam ze zdwojoną mocą. Nie ma siły, która mogłaby go powstrzymać, przynajmniej ja takiej nie znam.

Technikę ma profesjonalną. Gdyby nie to, że rodziłam go osobiście, to mogłabym uwierzyć, że to chłopak urodzony na ściance wspinaczkowej albo gdzieś na skałkach. Doskonale wie, gdzie się chwycić, o co zahaczyć nogę, żeby osiągnąć cel. Zdobywa wysokie taborety w kuchni. Wyskakuje na mały stolik zastanawiając się jak dosięgnąć wiszącą nad nim półkę.

Pomysłów ma tysiące. Jest niestrudzony. Nie ma dla niego rzeczy nieosiągalnych. Prędzej czy później dosięga wszystkiego. Potrafi przenieść 5 litrowy karton z sokiem z kuchni do przedpokoju, żeby na nim stanąć i ściągnąć coś z półki. Jest odporny na upadki, podnosi się z nich z twarzą i z rozbrajającym uśmiechem.

I tak matka, która zawsze bała się i pewnie będzie bała przejść przez rzeczkę po przerzuconym przez nią pniu drzewa (zdanie godne dyktanda!) przeżywa ekstremalne doznania z dziarskim synkiem w domowych pieleszach. Zdaje się, że powoli znajduję odpowiedź na pytanie skąd na mojej głowie tyle siwych włosów.

Aby zobrazować to o czym mówię, co czuję, co przeżywam niemalże w każdej minucie każdego dnia taka oto historia. Krzesełko Ikea antilop, którym się posiłkujemy podając dziecku posiłki, niskie nie jest. Na moje oko ma jakieś 90 cm wysokości, czyli jest wyższe od Artura. Oto krótka rejestracja wydarzeń.







Ktoś może powiedzieć "co za matka, dziecko w niebezpieczeństwie, a ona zdjęcia robi". Otóż, kiedy oglądasz powtórzenie strasznej sceny po raz trzydziestypiąty, to przestaje ona robić na Tobie wrażenie. Stwierdziłam: "zrobię sobie dokumentację do wpisu na bloga, najlepiej to zilustruje moje przeżycia".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz