poniedziałek, 14 marca 2016

Typ niepokorny

Jakiś czas temu zaczęłam pisać o Arturze, ale pewnie spał za krótko, bo wpis utknął w wersjach roboczych.

Chciałam wówczas napisać, że ten nasz mały buntownik jednak wstępuje na wspólną drogę z uporządkowaną siostrą. Początkowo w ogóle nie był zainteresowany domowymi porządkami, ale znalazł swoje pole służby i za nic nikomu go nie odstąpi. Tak jest na przykład z koszem na śmieci. Kiedy tata rano wychodzi do pracy i zabiera ze sobą worek pełen śmieci Artur biegnie do kuchni i stoi przed szufladą i krzyczy, że trzeba nowy worek do kosza włożyć. Kiedy nowy worek jest w koszu to koniecznie trzeba schować kosz do szafki i ją zatrzasnąć. Obecnie Artur doskonale operuje wielkimi krzesłami w kuchni i jest w stanie sobie przesunąć krzesło tam, gdzie jest coś co chce ściągnąć, więc worek wyciąga z szuflady sam.

Minęło kilka tygodni i to co chciałam opisać stało się codziennością, a syn każdego dnia szczyci się nowymi osiągnięciami. Kiedy domownicy nie zauważą, że czegoś dokonał to sam sobie bije brawo. Śmieje się na całe gardło kiedy postawi na swoim. Ten śmiech zwycięzcy jest tak uroczy, że wszyscy śmiejemy się razem z nim.

Jest uparty jak na Artura przystało. Ma swój zegar, którego się trzyma. Zestaw czynności, które regularnie powtarza. Kiedy zaczynał chodzić pierwsze co robił rano, to biegł do szafki nocnej i klikał po magnetofonie, z którego wieczorem rozbrzmiewała rytualna "lala bajka" od Franka z Francji. W związku z tym, że działalność Artura szkodziła magnetofonowi zaczęliśmy go na dzień chować w łóżeczku Poli. Artur uznał to za porządek właściwy, a może też jedyną drogę, żeby magnetofon nie został uszkodzony i kiedy tylko rano się obudzi bierze magnetofon pod pachę i prosi, żeby ktoś  pomógł mu w schowaniu magnetofonu. Dopóki magnetofon nie jest schowany dzień nie może się rozpocząć. Zabezpieczenia, które posiadamy w kuchennych szafkach muszą być zamknięte, podobnie jak drzwi do łazienki, jeśli nie są Artur sam je zamyka. Wygląda to jakby mówił: "Jak sobie wymyśliliście, że ma być zamknięte - to się tego trzymajcie!"

Kiedy tylko wyleje trochę wody, czy herbatki od razu biegnie po ścierkę, żeby wszystko wytrzeć. Da się zauważyć w tym działaniu brak konsekwencji, zwłaszcza podczas obiadu, który prawie zawsze kończy się armagedonem. 

Ostatnio dwukrotnie udowodnił, że sam będzie o sobie decydował. Pierwsza kwestia to koc. Artur od urodzenia gardził wszelakim przykryciem podczas spania. Śpiworek odpadał, bo Artur sypiał na brzuchu. Każda próba przykrycia kocem kończyła się obudzeniem i płaczem, więc zrezygnowaliśmy z koca a zaczęliśmy mu ubierać cieplejszą piżamę. Aż tu nagle, po blisko 16 miesiącach syn, którego usypiałam w ciągu dnia pokazuje mi, że mam go przykryć. Z niedowierzaniem zapytałam, czy na pewno, potwierdził i kiedy go przykryłam zasnął zadowolony jakby to robił od zawsze. Od tej pory sypia pod kocem. 

Druga kwestia to buty. Często się zdarza, że dzieci buty odrzucają i zrzucają, dopóki się do nich nie przyzwyczają się. Artur zrzucał buty zawsze dopóki nie zaczął ich potrzebować do biegania podczas spacerów. W domu trzymał się jednak zasady, że papcie są zbędne. Najlepiej biegać na bosaka, nic nie zastąpi odgłosu bosych stóp odbijających się od podłogi. Całą zimę przechodził w niemęskich rajtuzach, bo kiedy miał spodnie to błyskawicznie zdejmował skarpetki. Zdejmował je tyle razy ile razy zostały mu ponownie założone. Do wczoraj. Wczoraj przeżyłam szok, podwójny szok. Przymierzyłam Poli przedszkolne tenisówki, które znalazły się w domu w celu wyprania, i okazało się, że są o numer za małe! Od września tak jej urosła noga, że palce przestały się mieścić. Nie sprawdziliśmy tego, bo w przedszkolu sama zakłada tenisówki, a nie skarżyła się, że są za małe. Kiedy tenisówki, różowe w groszki z kokardką, zostały porzucone zaopiekował się nimi Artur. Biegał w nich zachwycony całe do południa, a po południu pojechał z tatą na zakupy. Wybrał papcie dla siebie i dla siostry do przedszkola. Od tej pory grzecznie chodzi w papciach. Ani razu nie próbował ich zdjąć! Sam zdecydował. W takim działaniu również można się doszukać podobieństw do siostry, która sama porzuciła smoczek, a kilka miesięcy później pieluchy. Mam nadzieję, że na smoczek i pieluchy Artur również ma zarezerwowane jakieś nieodległe daty w swoim kalendarzu ;)

Typ niepokorny z tego naszego syna, ale tacy dobrze sobie radzą w życiu, więc lepiej, że zdecydował się utożsamić z tą piosenką niż z "to ja Narcyz się nazywam..." ;)



Kto spostrzegawczy ten zauważy obutą stopę Artura. 
Aktualnie aparat jest cennym przedmiotem pożądania,
co skutecznie utrudnia pamiątkowe fotografowanie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz