niedziela, 15 czerwca 2014

wycieczka do zoo

Dochodzące zza ściany odgłosy przywołały wspomnienie naszej ostaniej wycieczki do ZOO. Choć w tym miejscu należy się wyjaśnienie, że jedynie żywiołowa dyskusja papug Ar była głośniejsza niż nasi nowi sąsiedzi. Postanowiłam jednak nieco odciążyć atmosferę i opisać co nam się przydarzyło.


Nasza córka pała wielką miłością do zwierząt wszelakich, szczególnie do ptaków, czyli "koko" i psów zazwyczaj nazywanych "Goldi" bądź oznajmianych szczekaniem. Postanowiliśmy wyjść naprzeciw zainteresowaniom córki i zabrać ją do gdańskiego zoo. 

Zaraz po pracy mąż przyjechał po swoją żonę i córkę, które w pełnej gotowości czekały na wycieczkę w świat zwierząt. Udało się całkiem sprawnie pokonać pułapki miejskich ulic i już byliśmy na wielkim parkingu przed ogrodem zoologicznym. Zaskoczyła nas stawka parkingowa - 2, 10 zł za każdą rozpoczętą godzinę. Pomyślałam, że ludzie to sobie lubią życie utrudniać, po co komu to dziesięć groszy, ile to musi przynosić problemów z wydawaniem reszty?

Pokonując dystans dzielący parking od celu naszej wyprawy przypomniałam sobie naszą wycieczkę do zoo w Ostravie. Byłam wówczas w pierwszej ciąży i poczułam nieodpartą potrzebę poznania małego słonika, który przyszedł na świat w tymże zoo. Wybraliśmy się na wycieczkę, towarzyszyło nam piękne słońce, mógł być wrzesień. Po drodze, po czeskiej stronie zrobiliśmy małe zakupy kompletując prowiant na podróż spełniający zachcianki ciężarnej. Mąż ze spokojem zapłacił za zakupy gotówką, mówiąc, że reszta koron na pewno nam wystarczy na bilety, a jak nie to zapłacimy kartą. Niespodziewanie część naszej gotówki pochłonął parking i tak z rachunku wyszło, że do biletów brakuje nam dosłownie kilku koron. Pani Kasjerka z grobową twarzą oznajmiła, że płacić można tylko gotówką. Szybko pożałowałam swoich zachcianek bez których starczyłoby nam na bilety i udaliśmy się w poszukiwaniu bankomatu, który miał znajdować się niedaleko. Mały słonik czekał na nas długo, bo w jedną stronę szliśmy półgodziny. 

Wspomnienie ostravskiej wycieczki nasunęło mi pytanie, które niezwłocznie zadałam swojemu małżonkowi. Dowiedziałam się, że na parking mu wystarczy, a w zoo na pewno można płacić kartą. Przeczucia miałam niedobre, a kiedy w kasowym okienku zobaczyłam napis: "płatność tylko gotówką" pojawiło się znajome uczucie. Z torby o zawartości wszelakiej wygrzebałam swój porfel. Staliśmy przed wejściem do zoo i liczyliśmy pieniądze jak studenci, którzy chcą pojechać tramwajem i szukają na bilet. Mieliśmy trzy dychy i kasę na parking, brakowało dziesięciu złotych. Towarzyszyło nam niezwykle głupie uczucie, ale powoli dochodziliśmy do wniosku, że jedynym wyjściem jest rezygnacja z wycieczki, aż nagle coś mnie tchnęło i zajrzałam do tajemniczej kieszonki w swoim portfelu i znalazłam tam brakujące 10 zł. Radość i ulga przeplatały się wzajemnie. Dokładnie przeliczyliśmy monety z miedziakami włącznie i ustaliliśmy, że stać nas na  dwie godziny parkowania. Ruszyliśmy na spotkanie z fauną. Nasze starania nie zostaly docenione przez córkę, bo jej największe uznanie zyskały gołębie, które mogliśmy oglądać bez stresu czy nas na to stać. 

Gdańskie zoo uzyskało niskie notowania w naszym rankingu,ale nauczyło nas tego, że trzeci raz próbować nie będziemy i przed kolejną wycieczką do zoo na pewno wypłacimy gotówkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz