piątek, 10 kwietnia 2015

wiosennie

Piękna wiosna do nas przyszła, więc poszliśmy pospacerować w jej towarzystwie, przynajmniej ja i Pola, bo Artur zaraz po wyjściu z domu zapadł w sen.

Odwiedziliśmy plac zabaw i łąkę pełną kwiatów. Pola była w swoim żywiole, komponowała bukiecik z fiołków i stokrotek, jednocześnie obserwując życie pszczół, bardzo dźwięcznie je naśladując. Nagle nad kwiatami pojawił się motylek, pokazałam go córce, na co ona: daj! Wytłumaczyłam, że motylek to istota wolna i nie można go łapać do rączki, ale jak chce to może za nim pobiegać, bo motylek to wiadomo - z kwiatka na kwiatek, więc jest doskonałym kompanem do biegania. Dziecko nie zamierzało się za motylkiem uganiać, przybrało pozycję zasadniczą i wykorzystując motyw z psiej tresury, którą już całkiem dobrze opanowało, zdecydowanym tonem krzyknęło: do mnie! Paluszek wskazujący pokazał miejsce przy stopie, w którym to motylek miał się pojawić. Okazało się, że na motyle nie działają psie komendy, to jednak Poli nie zaniepokoiło, bo już zajęta była zasypywaniem nierówności ścieżki świeżą trawą.

Podczas beztroskiej zabawy na łonie przyrody dobiegły nas męskie głosy. Okazało się, że to panowie naprawiają dach na sali gimnastycznej w pobliskiej szkole i coś ich bardzo rozbawiło. Reakcja siostry była błyskawiczna: "cicho! Arti śpi!" A jakby to panów miało nie uspokoić dziecko dodało: "tata już jedzie autkiem!". Zdając sobie sprawę z powagi sytuacji panowie wrócili do pracy.

Kiedy wszystkie dziury w ścieżce zostały zasypane, kwiaty nazbierane, zakończył się marsz z kijkami i gonitwy za ptakami, uznałam, że czas do domu. Powoli wyjeżdżałam z placu zabaw, a Pola zakańczając swoje sprawy niespiesznym krokiem podążała w moim kierunku. Nie zamierzałam dziecka poganiać, bo nigdzie nam się nie spieszyło, a poznawanie świata to rzecz ważna w rozwoju dwulatki. Stałam na górce i cierpliwie czekałam na Polę co jakiś czas jej o tym przypominając, jednak kiedy jej głowa zaczęła "pojawiać się i znikać" postanowiłam sprawdzić co ją tak absorbuje. Okazało się, że Pola wypatrzyła mrówkę i podążała jej śladem. Buty ubłocone po kostki, spodnie brudne od upadków, a na twarzy pełnia szczęścia, tak można opisać to co zobaczyłam.

Wiosna to bez wątpienia najbardziej radosna pora roku, a spotkanie z budzącą się do życia przyrodą po raz kolejny skierowało moje myśli w stronę edukacji w domu...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz