środa, 14 października 2015

puszysta kaczuszka

To trzeba przeżyć. Nie, żebym kiedyś była nieczuła, bo uczucia mam od zawsze. Zdarzało mi się, że na wzruszających filmach coś grzęzło mi w gardle. Ale nie spodziewałam się, że będzie mi się chciało płakać w przedszkolu.

Pasowanie na przedszkolaka. Nasza dwuipółletnia córka w odświętnej sukience wmaszerowuje przed widownię złożoną z rodziców. Towarzyszy jej kilkunastu małych przedszkolaków. Widzę ją i czuję, że coś chwyta mnie za serce. Wcześniej pani prosi rodziców, żeby szczególnie nie pokazywać się dzieciom, bo to może wywołać płacz. Rodziców nikt nie uprzedził, żeby nie patrzeć na dziecko, bo również płakać będą. Nasze dziecko, radzące sobie doskonale, usadowiło się w takim miejscu, że słabo je widziałam, co dało mi możliwość doprowadzenia się do porządku. 

Po fakcie mąż wyznał, że i on był bliski płaczu. Co w tym wszystkim takiego wyjątkowego? Dlaczego wzrusza nas widok śpiewającego malucha? Nie jestem w stanie tego wytłumaczyć, bo to trzeba przeżyć. Można uczestniczyć w życiu siostrzenicy, bratanka, chrześniaków. Można się cieszyć, być dumnym z ich sukcesów, ale dopiero kiedy widzimy swoje dziecko wśród innych dzieci prezentujące umiejętności, których nie nabyło pod naszymi troskliwymi skrzydłami, to coś się w nas łamie. Uruchamiają się kanały macierzyńskie i tacierzyńskie, które rządzą się swoimi prawami, prawami, których czasem bezdzietny świat nie rozumie. Powodują, że sami siebie zadziwiamy. Trochę to niepokojące, ale równocześnie cudowne. 

To chyba ta niewidzialna moc, która nawet największych twardzieli zamienia w puszyste kaczuszki. 

 Ręce drżały, więc zdjęcie trochę nieostre.

 Za to filmik całkiem dobry :)

P.S. Nasz przedszkolak spisał się na medal (który zresztą dostała), nie było żadnej łzy, sama radość :) 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz