piątek, 9 maja 2014

zachcianki

Zachcianka definiowana przez Słownik Języka Polskiego jako 'kaprys' to coś co nieodłącznie kojarzy się z ciążą, zwłaszcza tym, którzy w niej nie byli. Ja jedną ciążę mam za sobą i zachcianek nie doświadczyłam, raczej starałam się kulinarnie lawirować między nudnościami, a zgagą, żeby dotrwać do końca.

Druga ciąża prezentuje inne oblicze. Obecnie doświadczam jak kapryśny może być mój organizm. Pewnie nudności sprzyjają kapryszeniu, bo przecież  trzeba dobierać dietę tak, żeby złagodzić ciążowe objawy. Na początku okazało się, że poranna kawa, bez której wcześniej nie dało się rozpocząć dnia, smakuje jakoś dziwnie, aż tak dziwnie, że nie da się jej pić. Następnie odruch odrzucenia wywołała czekolada. Ta czekolada, bez której życia sobie wcześniej nie wyobrażałam! Dzień bez Prince Polo, to dzień stracony, tu dużą rolę odegrał patriotyzm lokalny, w końcu jestem z Cieszyna, krainy prince polo szemrzącej! A jednak okazało się, że wafelki, michałki, kasztanki i inne cuda aktualnie mają zakaz wstępu. 

Wielkie zdziwienie wywołało u mnie to, że większość napojów wywołuje u mnie nudności, aż nagle odkryłam, że uwielbiam herbatę z cytryną, bez cukru. Herbatę, którą jako wielbicielka czarnej mocnej herbaty wcześniej nazwałabym lurą. Tym razem tylko lura wchodziła w grę, mocna czarna nie wywoływała dobrego wrażenia. Przez dobre dwa miesiące piłam tylko herbatę z cytryną. Kilogramów cytryn przewinęło się przez moje życie niemało. Aż tu nagle pewnego ranka okazało się, że wyczerpałam limit, na samą myśl, że miałabym wypić herbatę z cytryną i to bez cukru, było mi słabo i tak skończyła się cytrynowa era. Teraz najlepiej wchodzi woda. 

Jeśli idzie o sławetne śledzie, to raz się zdarzyło, że przy ataku wielkiego głodu, kiedy nie bardzo miałam pomysł co zjeść, a było to pora wieczorna, mąż zaproponował śledzie. Kiedy usłyszałam 'śledzie' to poczułam, że mam nieopisaną ochotę na śledzie. Mąż pobiegł do sklepu, żeby spędzić zachciankę ciężarnej żony, a kiedy wrócił, nie zdążywszy nawet ściągnąć butów patrzył z niedowierzaniem jak szybko jestem w stanie te śledzie pochłonąć. Mina jego na zawsze pozostanie w mojej pamięci. 

I jeszcze jedno zaskoczenie. Będąc ostatnio w sklepie, stojąc przy kasie, mając w koszyku to, co mi do szczęścia potrzebne, zobaczyłam misie Haribo. Nie jestem fanką chipsów, żelków i innych takich, ale poczułam, że mam ogromną ochotę na żelki. Mąż nieco się zdziwił, kiedy dorzuciłam żelki do koszyka, ale nie skomentował faktu. Zjadłam żelki ze smakiem, wyjadłam białe i czerwone, bo te smakują mi najbardziej, później dołożyłam zielone. Zostały żółte i pomarańczowe, których nigdy nie lubiłam, poinformowałam, więc męża, że te zostawiam dla niego. Po chwili zmieniłam komunikat, że jednak żadnych mu nie zostawiłam. To były najsmaczniejsze żelki jakie w życiu jadłam. 

3 komentarze:

  1. hahaha dobry post, aż mi się moje bananowe i serowe 39 tygodni przypomniało :) i tona bananów w ostatnich dniach przed cc i zdziwienie Tomka i jego przyjaciela jak wypakowywali z mojej szpitalnej szafki jeszcze 2 kg bananów :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie napisane. U mnie tez bylo dziwnie, okazalo sie ze czekolada jest nagle miloscia mojego zycia. Na przemian z frytkami. Zycze szczęśliwego rozwiazania I pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń