wtorek, 6 maja 2014

o ludzkiej głupocie

Jak to mówią: "na głupotę nie ma lekarstwa", a szkoda, bo gdyby było, to uratowałoby sporo ludzkich istnień. Niekoniecznie mam na myśli nosicieli głupoty, bo zazwyczaj to nie oni padają ofiarą swoich ograniczonych możliwości.

Do tej refleksji skłoniły mnie spacery z córką. Ostatnio urządzamy sobie spacery krótkie, po okolicy. Mimo tego, że nie zapuszczamy się daleko to co czasem widzę w przejeżdżających samochodach przyprawia mnie o mieszankę złości, mdłości i bezsilności. Złości, bo mam ochotę wytargać z samochodu nieodpowiedzialnego opiekuna narażającego życie swojego dziecka przewożonego bez jakiegokolwiek zabezpieczenia. Mdłości, bo jak sobie przypomnę obrazki testów zderzeniowych, to słabo mi się robi kiedy oczyma wyobraźni widzę konsekwencje głupoty opiekunów przewożonego dziecka. Bezsilności, bo co ja mogę?  Tutaj drugi raz w życiu powiła mi się myśl, że powinnam zostać stróżem prawa i eliminować tych co go nie przestrzegają. 

Wcześniej poruszałam się przede wszystkim samochodem, co wykluczało obserwację tego jak inni ludzie podchodzą do transportu dzieci. Teraz kiedy poruszam się w tempie spacerowym mam możliwość wyłapywania różnych perełek. I tak widziałam następujące konfiguracje:

- dwójka dzieci w wieku lat 6-7 są usytuowane na tylnej półce samochodu, ledwo się tam mieszczą, ale radośnie machają uciekającemu światu... rodzice siedzą z przodu,

- dziecko może 5-6 lat stoi na miejscu pasażera, nie na fotelu, a tam gdzie pasażer zwykł trzymać nogi, jest tyłem do kierunku jazdy i rozmawia z prowadzącym pojazd, pewnie tatusiem,

- mamusia bądź babcia trzyma dziecko na kolanach, sama nie ma zapiętych pasów, przecież przez ten kawałek nic się nie stanie...

- kilka razy widziałam dziecko stojące z tyłu, obejmujące ramionami fotele znajdujące się z przodu, widoczność na pewno ma doskonałą, pytanie czy nie lepiej dać dziecku szansę, żeby przeżyło, dorosło i przez całe życie oglądało piękne widoki?

Nie wydaje mi się, żebym była przewrażliwiona. Sama przeżyłam wypadek samochodowy i gdybym nie miała zapiętych pasów, to nie pisałabym tego posta i nie mogę ogarnąć co myślą ludzie narażający swoje dzieci na takie niebezpieczeństwo. Jeśli myślą, że są dobrymi kierowcami, to widać znaczące braki w tym myśleniu, bo największe zagrożenie stwarzają Ci co jeżdżą obok nas i wcale nie trzeba wielkiej ruchliwej ulicy, żeby wjechali w nasz samochód, często jest to właśnie ta krótka trasa z przedszkola czy szkoły do domu. No, ale kto by na taki kawałek zapinał pasy? Moim zdaniem zapiąłby je każdy mądry. Kropka. 

1 komentarz:

  1. Dokladnie tak. Ludzie nie maja wyobrazni. Pasy uratowaly życie calej mojej rodzinie i teraz tym bardziej jak wide takie rzeczy to za sie same piesci zaciskaja.

    OdpowiedzUsuń