piątek, 15 listopada 2013

zgubna cywilizacja

Wybrałam się dzisiaj po męża do pracy i przeżyłam koszmar. Mąż mój nie miał z tym nic wspólnego, bo mąż z zasady nie ma nic wspólnego z koszmarami, które mnie w życiu spotykają. Koszmar związany był ze spacerem przez centrum naszego miasta w godzinach szczytu.


Takich tłumów aut, to dawno nie widziałam. Uważam, że połowa z nich nie powinna się znaleźć na drodze. Szłam, wkurzałam się i myślałam sobie, że fajnie byłoby mieć takie uprawnienia, żeby tym kierowcom, którzy stwarzają zagrożenie na drodze, dawać zakaz prowadzenia samochodu. Dużo takich zakazów dzisiaj wręczyłam, jednym na miesiąc, innym na kwartał, a jednemu, to bym na cały rok zakazała. Chyba powinnam zacząć szukać pracy w drogówce, czuję, że czułabym się spełniona. Póki co wykorzystałam zabawę do wprowadzania się w równowagę, z której skutecznie mnie ktoś wyprowadzał. 

Niestety, apogeum osiągnęłam po pokonaniu chyba najgorszego skrzyżowania na mojej trasie, oczywiście z rozkopanym chodnikiem, więc musiałam przejść na drugą stronę i co widzę? Widzę starszą panią, która bardzo powoli, bo ze wsparciem chodzika porusza się w kierunku, w którym musiałam pójść. Wtedy było apogeum, oczywiście, teraz siedząc w domu myślę, że niesłusznie zdenerwowałam się na staruszkę, ale tam było inaczej. Dookoła pełno kopcących samochodów, ogromny hałas i nie mogłam się stamtąd wydostać, bo cały chodnik zajmuje starsza pani. Próbuję ją przeprosić i minąć, ale pani nie słyszy... Powoli dreptam więc za panią, co jakiś czas próbując głośno wołać: "przepraszam!" Aż udało się! Szybko mijam panią i pędzę naprzód, a przede mną szkoła średnia i jej zawartość, która wylęgła na chodnik, ani myśląc o ludziach, którzy chcieliby tym chodnikiem przejść. Mogłabym jeszcze wspomnieć o kilku atrakcjach, ale już mi przeszło. Wiem, że nie mam co narzekać, bo Ci co w stolicy to dopiero mają, ale ja nie mieszkam stolicy i tak mieć nie powinnam.


Ale tak w gruncie rzeczy to chciałam napisać o kubku niekapku. Moja córka używa takiego, a raczej próbuje używać od jakiegoś czasu. Czasem jej się uda, ale częściej kubek staje się wspaniałą zabawką zamieniającą naszą podłogę w staw. Pożaliłam się dzisiaj kuzynce, że niby taki niekapek, a leje się z niego jak z konewki. I co się okazało? Że uszczelka, która była wewnątrz, którą uznałam, za udogodnienie transportowe i wyjęłam na czas użytkowania kubka w domu, że ta uszczelka powinna tam zostać. Sprawdziłam. Działa. Da się pić, a nie kapie. Do tej pory jestem bardzo zaskoczona takim obrotem sprawy i zastanawiam się ile mnie jeszcze rzeczy zaskoczy, w tym świecie ułatwień? 

Jak Pola była mała to dostałyśmy od kuzynki kołyskę, byłam bardzo zadowolona, bo kołyskę wystarczyło nogą popchnąć i pięknie się kołysała, a ja mogłam do następnego kopnięcia zająć się krojeniem marchewki albo obieraniem ziemniaków. I co się okazało, kiedy kuzynka zadzwoniła zapytać jak się kołyska sprawuje? Okazało się, że kołyska jest na baterie i wystarczy ją włączyć, a sama się kołysze. Nasze dzieci będą miały łatwiej, bo z góry będą zakładały, że wszystko jest na baterie. Kiedy ja byłam mała, to byłam rodzinnym pilotem przełączającym Rubina, Pola jeszcze bardzo nie wie co to telewizor, a pilot jest najbardziej pożądanym przez nią przedmiotem. Podsumowanie brzmi: Zgubna ta cywilizacja. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz