piątek, 22 listopada 2013

Viva la mąż*

"Jolka, Jolka pamiętasz?" dobiega do mych uszu usytuowanych chwilowo na sypialnianym łożu, gdzie przysiadłam, żeby sprawdzić, czy oby na pewno me dziecko śpi, przysiadłam i przestać nie mogę. "Jolka..." widać uderzyła we wspomnienia sąsiada, bo znacznie pogłośnił odbiornik stwarzając również sąsiadom możliwość odsłuchania tej kultowej pieśni ze swoich młodzieńczych lat.

Kiedy dzisiejszego mglistego poranka spacerowałam z córką, w mojej głowie krążyły myśli, które po powrocie miały poukładać się w zgrabny post. Jest wieczór i po głowie chodzi mi tylko myśl, że padam z nóg, która jest skutecznie zagłuszana przez piosenki szczeniaczka uczniaczka, które także w tejże głowie się obijają. W związku z powyższym postanowiłam napisać post pochwalny dla mego męża. 

Mąż mój niezwykłym człowiekiem jest. Znosi dzielnie moje humorki, a wyobrażam sobie, że nie jest łatwo. Potrafi rozładować każdą sytuację. Ogromnie mnie wspiera zawsze i wszędzie. Rozumie mnie bez słów, co jest dobre, bo słuch już nie ten co kiedyś. Czasem jest zakręcony, w sumie zazwyczaj jest zakręcony, tylko czasem bardziej. Bardziej, mam na myśli, kiedy na śniadanie zamiast bułki kupuje mi bułkę tartą, taki scenariusz kiedyś przerobiliśmy, ale skąd mógł wiedzieć, że chodzi mi o zwykłą bułkę, skoro nie dodałam jaką. Na szczęście zakręcenie nie bywa szkodliwe i śmiało można je nazwać pozytywnym. A propos bułek, to mój najdroższy mąż od ośmiu miesięcy, codziennie rano, jak tylko otworzą osiedlowy pss, biega po bułeczki i uwaga - codziennie robi mi śniadanie! Robi zakupy, mimo, że potrafię zrobić naprawdę długą listę. Poza tym jak tylko wraca z pracy, to odciąża mnie przy dziecku, co jest bardzo ważne. Najbardziej uświadamiam sobie jakie to ważne, kiedy męża nie ma. I tak właśnie zostałam uświadomiona po raz kolejny, że bez męża ani rusz. 

Zazwyczaj: Mąż kąpie córkę, która kąpie się ze swymi kaczkami w brodziku. Kąpie ją mąż, bo to ciężka praca fizyczna. On kąpie, ja szykuję rzeczy do snu. Ja ubieram, namaszczam córkę (zazwyczaj w odwrotnej kolejności), mąż szykuje mleko. Ja karmię i kładę spać, mąż ogarnia łazienkę i duży pokój. Zazwyczaj o 19.15 mamy spokój, porządek i czas dla siebie. 
A dzisiaj? Przygotowanie dziecka do kąpieli, nalanie wody do kąpieli i wypuszczenie kaczek oraz przygotowanie mleka, żeby ubranemu już i śpiącemu dziecku szybko odebrać powód do płaczu, wymaga zaawansowanej logistyki. Córka owszem śpi, ale woda z brodzika się sama nie wypuściła, więc kaczki dalej pływają, nie tylko pokój, ale i kuchnia, w której piekłyśmy ciasto wyglądają jak małe place zabaw, a ja nie bardzo pamiętam jak się nazywam. Ale słysząc "Jolka, Jolka..." postawiłam odpocząć pisząc zanim doprowadzę dom do ładu. 

Bynajmniej nie mam na celu wyniesienia mojego męża ponad innych mężów. Ufam, że nie tylko ja mam tak dobrze. Wierzę, że inni mężowie są również nieocenieni, mimo, że pewne rzeczy trzeba im po kilka razy przypominać, jak mojemu. Na pewno się starają. A jak się nie starają, to może to przeczytają i zaczną się starać.


Wracaj Mężu, doskonałe czekoladowe zrobiłam :)

______
*W związku z tym, że blog ten jest czytany przez osoby z biegłą znajomością języka francuskiego, wyjaśnię, że zdaję sobie sprawę, że mąż jest rodzaju męskiego i powinno go poprzedzać 'le' a nie 'la', jednak bardziej wdzięczne i dźwięczne wydaje mi się "la" ;)

2 komentarze:

  1. Jesteś wielka! Ufff jak dobrze, że zostało tylko 12 godzin do ciasta :D No bo mamy nadzieję, że dla nas też coś zostanie...? :D

    A bułka tarta to jest nasz hicior i legenda już!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że zostanie! Mąż właśnie na lotnisku kupił sobie bagietkę i kawę za 37 zł, więc pewnie było to takie wielkie, że już ciastu nie podoła ;) Swoją drogą wiedzą jak zrobić interes, jak człowiek ma przesiadkę 2 h w stolicy, to wiadomo, że głodny będzie, bo o 4 rano startując raczej śniadania nie zjadł, więc kupi zestaw i za 37 zł.

      Usuń