Wiosna to dla mnie czas kiedy należy odświeżyć garderobę, zazwyczaj sprawiało mi to sporo radości. Najpierw porządki, żeby w szafie zmieściło się nowe, a później łowy. Chodzi o to, żeby kupić dużo i niedrogo.
W tym roku moje możliwości są ograniczone. Przecież nie wiem jak będę wyglądała za dwa czy trzy miesiące, więc nie ma sensu robić zakupów. Moja poprzednia ciąża przypadła na miesiące jesienno - zimowe, więc nie będę mogła wykorzystać tego co wówczas nosiłam.
Jedno co mogę i nawet muszę kupić, to buty. Chciałam wygodne buty sportowe na długie spacery. I co? I nic, nic ciekawego nie rzuciło mi się w oczy, dlatego po powrocie zaczęliśmy szukać w internecie. Udało się znaleźć coś, co zaspokoiło moje gusta, czyli nie miało ćwieków, czy innych świecidełek, ale cena zablokowała moje procesy decyzyjne. Mąż mówił: "kup sobie, przecież pewnie posłużą ci dłużej niż jeden sezon". No niby tak, ale trudno mi było podjąć taką decyzję. Gdyby były o 30% tańsze, to bym kupiła. Pozamykałam wszystkie okienka przeglądarki i postanowiłam, że za kilka dni wrócę do poszukiwań.
Minęły dwa dni, włączam komputer, znajduję buty, które wpadły mi w oku i co widzę? Przecenione o 30%! Mąż wziął sprawy w swoje ręce i wrzucił je czym prędzej do koszyka, a ja się zastanawiam, czy to był znak, czy może ślady permanentnej internetowej inwigilacji?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz