wtorek, 22 kwietnia 2014

świąteczna służba zdrowia

"Czego Pani oczekuje zjawiając się w szpitalu o tej porze?" tymi słowami w świąteczny sobotni wieczór powitała mnie pani położna na SORze, kiedy zjawiłam się tam z ogromnym bólem brzucha i obawami, że może to zagrażać mojej ciąży.

Pytanie wydało mi się podchwytliwe, bo czy nie jest oczywistym, że oczekuję pomocy? Pani poinformowała mnie, że pomocy mogą mi udzielić tylko i wyłącznie na oddziale.Wyjęłam więc z torby zabraną profilaktycznie piżamę i powiedziałam zdziwionej pani położnej, że jestem na to przygotowana. Panią zdziwiło to, że nie odeszłam do domu bez pomocy, aby celebrować święta w domowym zaciszu. Celebracja byłaby uniemożliwiona przez ból brzucha, więc wybór był dla mnie oczywisty. Mimo wszystko zdziwiło mnie dlaczego na SORze nie mogli zrobić usg, żeby sprawdzić, że z ciążą wszystko w porządku i podać kroplówki z lekiem rozkurczowym, żeby przestało boleć. 

Pani położna na wejściu nie wróżyła niczego dobrego. Na szczęście ekipa na ósmym piętrze była w lepszej formie.  Mimo późnej godziny wykonano mi badań bez liku, laboratorium błyskawicznie zbadało moją krew, obdarzono wsparciem i wieloma uśmiechami, co dowodzi, że da się. Otrzymałam łóżko w trzyosobowej sali, pustej sali. Zaaplikowana kroplówka przyniosła ulgę i tuż przed drugą w nocy mogłam zasnąć. 

Rano okazało się, że dwudziestoczterogodzinny dyżur ma mój lekarz, więc od razu zrobiło mi się raźniej. Zlecił badania, których normalnie w naszym kraju się w weekend i święta nie wykonuje. Nie wykonuje się nie dlatego, że nie ma lekarza, bo lekarz ma dyżur, siedzi przy wypasionym sprzęcie i nudzi się czekając na przypadki zagrażające życiu, bo tylko takie może "obsługują" w święta, czytaj tylko takie są refundowane. Gdyby nie było mojego lekarza, na badania musiałabym czekać do wtorku lub środy. Kolejny fakt z naszej rzeczywistości, którego nie potrafię zrozumieć.

Pobyt w szpitalu to nic fajnego, ale przekonałam się, że można pacjenta fajnie traktować. Niewiele trzeba, żeby przyjść zapytać, czy czegoś nie potrzeba, żeby sympatycznie i życzliwie się odezwać. Człowiek od razu czuje się jak człowiek. W czasie mojego pobytu nie było osoby od lekarzy począwszy, a na salowych skończywszy, która nie byłaby życzliwa i sympatyczna. Zadziwiającym dla mnie jest fakt, że znajdujący się na tym samym piętrze oddział położniczy jest jakby wyjęty z innej bajki. Tam nie ma uśmiechów, mimo, że powinno ich być znacznie więcej, bo dookoła mnóstwo nowonarodzonych dzieci, tam nie ma życzliwości i nigdy nie wiesz kiedy znowu dowiesz się, że coś robisz źle. To utwierdza mnie w przekonaniu, że wszystko zależy od szefa, a szef który w święta bierze dyżur 24 h to dobry szef, który może liczyć na szacunek pracowników. A pracownicy szanujący szefa pracują dobrze, co mogą potwierdzić pacjenci i co jako pacjentka potwierdzam.

Jedno na co nie byłam przygotowana, to rozłąka z córką. Rozłąki planowe, to zupełnie inna sprawa, ale kiedy zostawiasz dziecko w nocy i nie wiesz kiedy je znowu zobaczysz, to coś grzęźnie w gardle. Odrzuciłam propozycję męża, że odwiedzi mnie razem z córką, nie zniosłabym tego, że ode mnie wychodzi. Niewiadomo też jak zniosłaby to córka, lepiej jak już mamy nie widzi w ciągu. 

Święta minęły i mam nadzieję, że wraz z nimi także wszystkie niespodzianki, że przed nami czas, aby w pełni cieszyć się szalejącą dokoła wiosną!

3 komentarze:

  1. Monia zaglądam tu i zaglądam i już się zaczynałam martwić. Dużo zdrowia życzę odpoczywaj na świeżym powietrzu!!! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Basia! :) Ostatnio zdarzają mi się telefony czy maile z zapytaniem czy wszystko ok, bo na blogu cisza, bardzo to miłe :) Pozdrowienia dla Was :)

      Usuń
  2. oby to była ostatnia wycieczka do szpitala i następna dopiero przy porodzie :)

    OdpowiedzUsuń