środa, 8 października 2014

męski punkt widzenia

Będąc w niedzielę w szpitalu spotkało nas rozczarowanie. Otóż sympatyczny Pan Parkingowy obsługujący szlaban umożliwiający wjazd na teren szpitala, został zamieniony na skrzynkę wydającą bilet parkingowy.

Żal nam się zrobiło Pana, że wygryzła go skrzynka, pewnie biedak stracił pracę. Ponadto do skrzynki mój mąż nie krzyknie w filmowym stylu: "Panie, żona mi rodzi!", a już próby robił, bo występ za miesiąc. Trochę nas oburzyło, że skrzynka będzie liczyła dwa złote za każdą rozpoczętą godzinę, ale nie było czasu na lamenty, pobraliśmy bilecik i udaliśmy się w poszukiwaniu pomocy dla córki.

Nieco później, aby wydostać się z terenu szpitala trzeba było udać się do Pana, który zmienił siedzibę i wraz ze swoją fiskalną kasą siedzi teraz na terenie szpitala, a nie w parkingowej budce, więc pracy nie stracił, co nas ucieszyło. Korzystając z kontaktu z żywym człowiekiem postanowiłam zapytać o obowiązujące opłaty, dla wyjaśnienia - wcześniej płaciło się za wjazd na teren szpitala i nie było limitów czasowych.

Pytam więc Pana Parkingowego: "Jest jakaś opłata za cały dzień?" 
"Nie, tylko za godzinę" - słyszę w odpowiedzi
"To znaczy, że jak w niedługim czasie przyjdzie nam rodzić i będzie to trwało 10 godzin, to za tyle zapłacimy?" - upewnia się mąż
Pan Parkingowy ze zrozumieniem kiwa głową i mówi: "No niestety, tak to teraz jest"

Panu Parkingowemu niedzielne popołudnie umilało kilku kolegów, którzy postanowili się włączyć do rozmowy: "Panie, ale co się Pan martwi, Pan żonę przywiezie i wraca, a później po żonę, to też jest chwila"
Słysząc to mówię: "hola, nie ma tak łatwo, mąż rodzi ze mną"
"A to szybko pójdzie" - pocieszają Panowie Koledzy
"Noo... ostatnim razem trwało to dwanaście godzin" - informuje mąż
"Aaaa..." - z niedowierzaniem komentują Panowie

Nie chodzi tu o parkingowe ceny, choć system uważam za mocno niedopracowany, bo to jest szpital, ktoś może przyjechać z bólem, na chwilę, a sprawa okaże się poważna i zostanie w szpitalu na kilka dni i padnie ofiarą bezpłatnej służby zdrowia. Ale poza kasą poruszyło mnie podejście Panów Kolegów, którzy pewnie byli 50+. To ich zdziwienie, że facet pcha się na salę porodową, przecież to czas kiedy chata wolna, kiedy trzeba światu swoją radość oznajmić, najlepiej wysokimi procentami w gronie kolegów, którzy radość podzielają, albo raczej mają ochotę na procenty, a nie słuchać jęków żony! 

Wcale nie uważam, że porodówka to miejsce dla każdego mężczyzny. To miejsce dla mężczyzn, którzy chcą być obecni przy narodzinach swojego dziecka. Ja mam to szczęście, że mój mąż chciał i towarzyszył mi w tych ważnych chwilach, jego obecność i wsparcie było dla mnie bardzo ważne. Cieszy mnie, że rośnie grono mężczyzn, dla których obecność przy porodzie jest rzeczą naturalną. Niedzielna scenka po raz kolejny pokazała mi jak wiele się zmieniło w kwestii przychodzenia na świat i ogromnie się cieszę, że przyszło mi moje dzieci witać w zupełnie innych warunkach niż te, które mnie witały. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz