Budzimy się rano, a Artur szczodrze obsypany jakimś czerwonym paskudztwem, szybkie konsultacje z doktorem Google obudziły moje obawy, że może to być różyczka.
Mogliśmy złapać wirusa w
zeszłym tygodniu na szczepieniu, bo razem z nami było tam tyle
dzieci, że myśl przychodzi jedna - polityka prorodzinna w naszym kraju
przynosi wspaniałe efekty. Dla rozwiania wątpliwości udaliśmy się do
lekarza. W poczekalni mieliśmy okazję obejrzeć reality show.
W rolach głównych:
Filip - rówieśnik Artura
Mama
Filipa - kobieta, która ćwierćwiecze ma już za sobą, jednak nie
skończyła jeszcze trzech dekad; widać, że cierpliwa i spokojna, a może
po prostu stłamszona
Babcia
Filipa, matka mamy - w pierwszej chwili chciałam ją na pierwszym
miejscu umieścić, ale zdałam sobie sprawę, że to niewłaściwe.
Filipowi
coś dolega, więc mama i babcia zabrały go do lekarza. Mama załatwia
formalności w rejestracji, a do poczekalni wchodzi babcia z Filipem.
-
"Babcia cię rozbierze, bo przy babci nie płaczesz" - mówi babcia i
rozbiera dziecko. Następnie sadza go na półce-przewijaku przygotowanej
dla małych dzieci i trzyma go obejmując w pasie.
Przychodzi
mama i chce wziąć Filipa na kolana. "Zostaw, on chce tutaj siedzieć" -
mówi babcia, mama posłusznie siada na krześle. "Zdjęłam mu od razu
bluzę, żebyś nie musiała się miotać przy pani doktor. No, ciekawe ile tu
będziemy musiały siedzieć. Weź sobie do ręki pieluchę, jakby ulał, żeby
szybko wytrzeć. No i masz smoczek, przypnij go sobie tutaj do swetra,
żeby mieć w pogotowiu jak zacznie płakać. Daj Filipowi zabawkę, przecież
też ma" - dodaje babcia widząc, że Artur bawi się grzechotką.
"Mówiłam, że za zimno, żeby w samej koszulce był, to pewnie od tego ma katar, masz chusteczki pod ręką?"
Wtem otwierają się drzwi i zostajemy poproszeni do gabinetu. I całe szczęście, bo zaczynały mną targać skrajne emocje.
Chwilę później babcia pewnie sprawdziła, czy córka wie co ma powiedzieć lekarzowi i
poślinionym palcem zmyła jej kawałek sadzy z policzka, sadzy nie było,
ale skąd córka mogła wiedzieć, a tak ma kolejny dowód kto dba o nią
najlepiej na świecie i nigdy jej nie opuści.
Podsumowanie:
Jest na tym świecie spora grupa matek, które nigdy nie pogodzą się z tym, że ich dzieci to dorośli ludzie. Wnuki wcale ich do tego nie przekonują, przeciwnie, chyba na nowo budzą instynkty macierzyńskie i to podwójne.
Diagnoza: wysokie stężenie toksyczności.
Jest na tym świecie spora grupa matek, które nigdy nie pogodzą się z tym, że ich dzieci to dorośli ludzie. Wnuki wcale ich do tego nie przekonują, przeciwnie, chyba na nowo budzą instynkty macierzyńskie i to podwójne.
Włącza się też skleroza lub niepamięć powodująca wyparcie faktu, że dziecko już jest dorosłe. A fakt, że dziecko ma swoje dziecko przypomina posiadanie nowej zabawki - "dobrze, możesz mieć swojego laptopa, ale możesz z niego korzystać tylko pod moją opieką, żebyś czasem czegoś nie zepsuła".
Diagnoza: wysokie stężenie toksyczności.
A jak diagnoza u Artura?
OdpowiedzUsuńRóżyczka to nie jest, prawdopodobnie jakieś zmiany alergiczne, musimy tylko rozwiązać zagadkę co je wywołało :)
Usuń