wtorek, 11 marca 2014

Biedroneczka

Zaniepokojona chwilową ciszą w działalności mej latorośli, postanowiłam sprawdzić, co ona robi. Udałam się w kierunku sypialni, podejrzewając, że zaginiona właśnie tam przebywa. Podejrzenia okazały się trafne.

Moje oczy ujrzały córkę siedzącą na podłodze i próbującą w ogromnym skupieniu coś złapać w swoje małe paluszki. Złapanie było zadaniem niezwykle trudnym, bo obiektem była biedronka, której malutkie serduszko jeszcze biło i dzięki temu próbowała za pomocą swoich małych nóżek wymknąć się oprawcy.

Oprawca vel moja córka była niezwykle zaciekawiona znaleziskiem. Kiedy pojawiłam się w sypialni właśnie udało jej się złapać biedronkę w małe paluszki i w ostatniej chwili powstrzymałam ją od skosztowania tego żyjątka w kropki. Wzięłam biedronkę i nie zastanawiając się ani chwili, wrzuciłam ją do ubikacji. Rzecz jasna - spuściłam wodę. Córka doczłapała do łazienki, podniosła deskę i nie widząc w muszli biedronki bardzo żałośnie zapłakała. 

Wówczas uświadomiłam sobie, że zamordowałam pierwsze zwierzątko mojego dziecka. Nieważne, że dziecko zamierzało zwierzątko skonsumować. To nic, że mogła to być jakaś chińska czy jeszcze inna biedronka, o których mówią, że mogą ugryźć i pewnie ona zamierzała ugryźć moje dziecko. Słysząc żałosny płacz córki w głowie miałam tylko jedno: w oczach mojego dziecka jestem morderczynią!

Oczyma wyobraźni widziałam jak to wpłynie na nasze relacje w przyszłości... Na szczęście trzeźwość umysłu okazała się zbawienna. Usiadłam na dywanie i zaczęłam czytać książeczkę. Córka zaprzestała płaczu, przyszła posłuchać, a nawet podała drugą książeczkę do przeczytania. I znowu powróciła do nas wiosna skutecznie zacierając ślady zbrodni, która miała miejsce przed chwilą. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz