piątek, 30 stycznia 2015

umiejętności werbalne

Siedzimy z Polą w poczekalni w ośrodku zdrowia. Jest tłoczno i ciasno, i prawdę mówiąc, to ona siedzi przy małym stoliku, a ja kucam przy niej i malujemy sobie kolorowankę...

Nasz mały stolik był usytuowany tak, że wszyscy czekający obserwowali nasze działania. W poczekalni panowała cisza, którą co chwilę przerywało jakieś kasłanie lub kichanie. Każdy taki dźwięk naśladowała Pola, robiła to nie podnosząc nawet głowy z nad kolorowanki, w jej rozumieniu znaczy to, że wie, że ktoś kichnął bądź zakaszlał, w rozumieniu pacjentów wyglądało jakby naśmiewała się z czyichś dolegliwości. Po krótkiej chwili działalności Poli zgromadzeni pacjenci przestali kichać i kaszleć, szczerze mówiąc było nam to na rękę, bo lekarza przyszłyśmy bez kaszlu, a z dolegliwością atopowej skóry.

Pola nie zwracając uwagi na zgromadzoną widownię dawała popis swoich werbalnych umiejętności. Zaprezentowała wszystkie elementy kolorowanki i kilkanaście razy wyjęła i schowała kredki do pudełka, za dziesiątym razem nasi współtowarzysze w myślach odliczali razem z nami chowane w pudełku kredki. W międzyczasie z entuzjazmem zawołała patrząc w okno: "oooo pada!", żeby po sekundzie dodać ze spokojem: "nieeee, nie pada". Rzecz jasna na hasło "pada" oczy wszystkich zgromadzonych skierowały się w stronę okna, żeby dać się nabrać niespełna dwulatce. Po dwudziestu minutach działalność artystyczna znudziła Polę, więc wstała z krzesełka biorąc mnie za rękę i kierując się w stronę wyjścia grzecznie powiedziała "papa". Niestety, cel naszej wizyty nie został jeszcze osiągnięty, więc zaproponowałam jej, że obejrzymy jedną z książeczek leżących na stoliku. Wybrana książeczka była książeczką ze zwierzątkami i tak strona po stronie Pola prezentowała dźwięki wydawane przez zwierzątka dostarczając sporo radości nieco zirytowanym długim oczekiwaniem pacjentom. Kiedy książeczka została przeczytana podsunęłam córce telefon, żeby zyskać jeszcze kilka minut. Zanim zaczęła oglądać zdjęcia w telefonie wzięła urządzenie do rączki i pokazała zebranym głośno i stanowczo informując: "mamy halo" powtarzając kilka razy, aby wszyscy na pewno usłyszeli, do kogo cudeńko należy. Na szczęście, zanim zaczęła się na poważnie irytować faktem, że zdjęcia w telefonie nie zmieniają się mimo macania paluszkiem ekranu, bo mama ma konserwatywne poglądy w kwestiach telefonów, pani doktor zawołała nas do gabinetu i tak w poczekalni znowu zapanowała cisza przerywana kaszlem i kichaniem.

Dzisiaj po raz pierwszy poczułam jak wielką niezależność zdobywa córka nasza dzięki umiejętnościom werbalnym, które opanowuje w coraz większym stopniu. Niedługo będzie mówić, rozmawiać i przekazywać światu wszystko na co przyjdzie jej ochota, a ja będę słuchać, często się dziwić i robić wszystko, żeby wykorzystywała tą umiejętność w jak najlepszy sposób.

1 komentarz: