poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Nasze pierwsze chorwackie wakacje - miejsce

Niedługo trudno będzie spotkać Polaka, który nie był na wakacjach w Chorwacji. Większość naszych znajomych ma już za sobą takie wakacje. Wspomina je bardzo dobrze, więc postanowiliśmy to sprawdzić na własnej skórze.

Zacznę od kwestii niezwykle ważnej, a mianowicie języka polskiego. Spora część ludzi twierdzi, że jedzie na Chorwację. Słuchając takich wypowiedzi sama zaczęłam tak mówić. Aż tu nagle podczas rozmowy telefonicznej z wychowawczynią ze szkoły podstawowej, wybitną polonistką i doskonałym pedagogiem, wypowiedziałam słowa: "jedziemy na Chorwację" i wtedy zapiekło mnie w język. Po rozmowie szybko sprawdziłam i utwierdziłam się w tym, że język polski przewiduje tylko jedną poprawną formę, a mianowicie można jechać "do Chorwacji" lub być "w Chorwacji". I tak dwadzieścia lat po skończeniu podstawówki moja polonistka ciągle mnie edukuje.

Od roku wiedzieliśmy, że wakacje 2015 spędzimy w Chorwacji. Jednak wybór regionu, w którym będziemy wypoczywać był dla nas bardzo trudny. Najłatwiej byłoby pojechać na Istrię, bo blisko nas. Jednak w tym regionie pogoda bywa kapryśna, a my chcieliśmy mieć pewność, że będzie ciepło i słonecznie. Po wielu konsultacjach na szczeblu bliższych i dalszych znajomych zdecydowaliśmy, że ugości nas Zaostrog. Niewielka, urocza wioseczka, którą nie sposób się nie zachwycać. Morze, plaża, niewielka asfaltowa uliczka wyglądająca jak droga dojazdowa do jakieś posesji, oddzielająca plażę od domów, nad domami potężne góry. To wszystko zazwyczaj tonące w błękicie nieba i słońcu. Spokój, życzliwość i egzotyczne owoce w zasięgu ręki. 

Nocleg znaleźliśmy przez internet. Robiliśmy to w ostatniej chwili, bo w ostatniej chwili zmieniliśmy termin wyjazdu. Trafiliśmy w dziesiątkę, lepiej być nie mogło. Nasz apartament to duży pokój z podwójnym łóżkiem i łóżkiem pojedynczym, ogromna dobrze wyposażona kuchnia, łazienka i przedpokój. Mamy też balkon z widokiem na morze. Do naszego balkonu mieszczącego się na pierwszym piętrze sięgają drzewka cytrynowe, owoce przeciskają się przez balustradę by być bliżej nas. Do plaży mamy 20 metrów. 

Kiedy wieczorem dojeżdżaliśmy do naszego miejsca przeznaczenia zastanawialiśmy się czy odnajdziemy gospodarza. Nie umówiliśmy się na konkretną godzinę, a był już wieczór. Zmęczeni podróżą, a nade wszystko staniem w dwugodzinnym korku, podjechaliśmy pod naszą willę. Zaskoczenie nasze było ogromne, bo gdy tylko nasz samochód podjął próbę wjechania pod bardzo stromy podjazd, od razu pojawił się starszy pan. Pan, który z radością nas powitał. Pan, który czekał na nasz przyjazd. Chwilę później pojawiła się żona proponując kawę lub sok. Atmosfera jakbyśmy przyjechali do cioci w odwiedziny. Wnuk gospodarzy pomógł nam wnieść bagaże. A starszy pan po angielsku wytłumaczył podstawowe kwestie. Dzisiaj rano gospodarz odwiedził nas ofiarując miseczkę świeżych fig, a jutro rano kupi nam świeże jajka na targu. Mocno liczę, że do naszego wyjazdu odwiedzi nas z pysznymi kiwi, które dojrzewają na tarasie. Cdn.



Widok z balkonu wieczorową porą.



1 komentarz: