wtorek, 4 sierpnia 2015

stres matki Pol(k)i

Niby to takie naturalne. Takie bardzo wskazane dla prawidłowego rozwoju. No i dobre dla mnie, bo przecież przyda mi się trochę oddechu. To dlaczego jest to takie stresujące?

Nie jestem w stanie wyjaśnić co działo się ze mną, kiedy wczoraj nasza córka poszła do przedszkola. Tylko na kilka godzin. Poza tym - sama chciała. Nie płakała kiedy ją zostawiałam. A ja po powrocie do domu odliczałam minuty do czasu, kiedy będę mogła ją odebrać. Miałam sporo rzeczy do zrobienia, ale na żadnej nie mogłam się skoncentrować. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca, a stres, który mi towarzyszył porównywalny był z tym przy wielkich egzaminach.

Racjonalnie nie jestem w stanie wytłumaczyć tego zjawiska. Spakowałam syna w podwójny wózek i udaliśmy się na spacer. Finalnie mieliśmy odebrać Polę z przedszkola. Z tego roztargnienia w połowie drogi zorientowałam się, że w domu dalej gotuje się zupa dla dzieci. A przecież szłam ją wyłączyć.

Myślałam sobie: odbiorę córkę, zobaczę, że wszystko dobrze i jutro już będzie normalnie. Przyjeżdżam, córka bawi się w ogrodzie na placu zabaw, chwilę ją obserwuję, stwierdzam, że wszystko dobrze, więc z synem na ręku zmierzam w jej kierunku. W tym momencie córka mnie zauważa i zaczyna płakać. Ze wzruszenia. W moim gardle pojawiają się kluski. Moje serce staje się niewyobrażalnie miękkie. Wygląda, że za chwilę będziemy płakały oby dwie, a nawet będzie nas trzech, bo Artur jest bardzo empatyczny. Udaje mi się pozbierać do kupy i po chwili radośnie wracamy do domu.

Dzisiaj rano córkę odprowadził tata. Płacz był przy rozstaniu. Wiadomość ta nie ułatwiła mi funkcjonowania w domu, natomiast fakt, że nie widziałam tego osobiście trochę złagodził objawy. Odbieram córkę o ustalonej godzinie. Widzę, że na placu zabaw jest już aktywniejsza, czuję się lżej. Dziecko radośnie gra w piłkę, śmieje się. Myślę, dzisiaj będzie lepiej. Mylę się bardzo, bo wystarczyło, że córka zobaczyła mnie na horyzoncie a momentalnie zaczęła płakać. Dzisiaj ja byłam twarda, odwróciłam jej uwagę. Choć lekko mi nie było. W końcu to moja mała, najukochańsza córeczka. Zdecydowałyśmy z panią, że jutro przedszkolny pobyt wydłużymy o godzinę. Znowu myślę, że jutro będzie normalnie

Muszę znaleźć sposób i wyluzować, bo to dopiero przedszkole, gdzie do matury i ślubu, wnuków, nagrody Nobla? A to wszystko jeszcze mnożone przez dwa. Przecież wykończy mnie to macierzyństwo!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz