sobota, 30 sierpnia 2014

szafiarka

Człowiek koncentrujący się na wypełnianiu codziennych obowiązków, na ulepszaniu otaczającej go rzeczywistości to człowiek, któremu umykają różne szczegóły. I niewiele brakowało, aby i mi umknął pewien fakt.

Na szczęście wydarzenia dnia dzisiejszego pozwoliły mi wyłapać co się święci. Zaczęło się od mycia zębów. Córka nasza posiada zębów całkiem sporo i mimo, że od pierwszego ząbka zęby regularnie myjemy, to ząbkach zaczął się pojawiać brzydki osad. Próby dłuższego szczotkowania kończyły się fiaskiem, bo córka odmawiała współpracy i szczelnie zatykała usta. Doszłam do wniosku, że w tej sytuacji pomocna może być elektryczna szczoteczka dla dzieci. Oczywiście w trakcie poszukiwań odpowiedniej szczoteczki zderzyłam się z normami, które przewidują, że z elektrycznej szczoteczki mogą korzystać dzieci powyżej trzeciego roku życia. Świadoma tego, że jeśli nie poradzimy sobie z osadem na zębach córki, to w trzecim roku jej życia już nam szczoteczka może nie być potrzebna, postanowiłam zaryzykować. 

Nowy zakup w księżniczki, działający na baterie, posiadający główkę z delikatnym włosiem pomógł nam uporać się z problemem, i mimo złamanego zakazu i użycia szczoteczki przed trzecim rokiem życia gromy na nas nie spadły. Szczoteczki używamy co jakiś czas, na co dzień uczymy się korzystać ze zwykłej. Dzisiaj jednak nastał dzień szczoteczki elektrycznej. Wszystko zaczęło się od porannego mycia zębów mamy, kiedy córka zapragnęła uczynić to samo i to nie jak zazwyczaj zwykłą szczoteczką, a szczoteczką elektryczną. Wielką atrakcją okazało się włączanie i wyłączanie szczoteczki, do tego stopnia, że najchętniej z łazienki by nie wychodziła. Kiedy tylko ja wchodziłam po coś do łazienki błyskawicznie pojawiała się obok domagając się szczoteczki.

Nadszedł czas spaceru. Jak przystało na ciężarną przygotowania do wyjścia rozpoczęłam od wizyty w toalecie. Czujność córki nie pozwoliła przegapić jej tego faktu i już po chwili stała przy mnie domagając się szczoteczki. Aby odwrócić jej uwagę poprosiłam, żeby poszła do szafy po swoje buty, bo idziemy na spacer. Po niedługim czasie moim oczom ukazał się zjawiskowy widok i wtedy uzmysłowiłam sobie, że moja córka może zostać szafiarką!


Butów nie przyniosła, uznała chyba, że są zbędne, póki co na nogi nikt nie patrzy, a styl trzeba podkreślić w inny sposób. Na stylizację składa się ręcznie robiony wełniany szaliczek, słabo widoczny na zdjęciu oraz trzy torebki: spacerowa mamy, weselna mamy i saszetka taty. Znając córkę, gdyby miała chwilę dłużej do dyspozycji, to dorzuciłaby coś na głowę i przeciwsłoneczne okulary. Oczywiście matka wykazała się brakiem wyrozumiałości i zmieniła stylizację stawiając przede wszystkim na wyjściowe obuwie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz