poniedziałek, 22 września 2014

zrozumienie

Pogoda dzisiaj kapryśna jak kobieta w ciąży. Patrzę na jej humorki i doskonale ją rozumiem, i z tym zrozumieniem staram się za nią nadążyć. 

Po deszczowej nocy poranek objawił oblicze ponure i pochmurne. Deszcz padał i wcale nie wyglądało, żeby miał przestać. Przekazał mi raczej negatywne nastawienie do nadchodzącego dnia i z takim też spoglądałam w przyszłość. Dwie godziny później warunki zmieniły się diametralnie, słońce radośnie spoglądało przez nasze okna, a zalany deszczem chodnik prężył się w słonecznych promieniach. 

Widząc taki obrót spraw szybko zweryfikowałyśmy plany dnia, wspólnymi siłami ubrałyśmy odzież zewnętrzną i poszłyśmy na spacer. Celem naszym był wielki kasztan i jego owoce. Owoce przerosły nasze oczekiwania, bo w nocy spadło ich tyle, że trzeba by przyczepką przyjechać. Zapakowałyśmy tyle ile się zmieściło w dziecięcej torebce i maminych kieszeniach tatowej bluzy i udałyśmy się w kierunku domu. 

Spacer i odpowiednia godzina spowodowały, że córka po zdjęciu butów i kamizelki zapadła w sen. Ja nie zdążyłam jeszcze wyjściowych spodni zamienić na wygodny domowy dres, a za oknem rozpętały się sceny jak z Akademii Pana Kleksa, kiedy Golarz Filip podrzuca wredną lalkę. Po słońcu nie było śladu. Ulica zamieniła się w wielki potok, a chodnik, który przed chwilą wysuszył swój bruk znowu tonął w kałużach. Zachwycona tym, że maksymalnie wykorzystałyśmy słoneczną godzinę rozsiadłam się z herbatą, żeby zregenerować się po spacerze. Zerkałam na królującą za oknem ulewę myśląc, że teraz to już na pewno będzie padało cały dzień. 

Nie minęło 40 minut, a ulewa ustała. Niebo zalało się błękitem, a nasze mieszkanie znowu wypełniły promienie słońca. Mogłoby się to wydawać nieprawdopodobne, jednak w pewnym sensie jest dla mnie zrozumiałe. Też tak mam. Budzę się rano i myślę co zrobię w dniu dzisiejszym, zanim pokonam dystans z łóżka do łazienki moje plany są już zupełnie inne. Później śniadanie, idę zrobić kanapkę z wędliną, a wychodzę z kanapką z twarożkiem albo czymś słodkim. Chcę iść na spacer w swetrze, a zakładam bluzę męża. Jest takie coś co za mnie podejmuje ostateczną decyzję, ja próbuję walczyć, chcę pokazać, że mam na coś wpływ, a rzeczywistość przynosi zupełnie co innego. 

Rozumiem dzisiejszą pogodę tym bardziej, że otoczenie wykazuje się brakiem zrozumienia i narzeka na zmienność kobiet w ciąży i pogody, a brak zrozumienia łączy. Niebo znowu się chmurzy, a ja połączona z kapryśną aurą czuję się lżej i radośniej i nie zwracam uwagi, że kolejna moja koszulka przestała obejmować mój brzuch. Mam jeszcze garderobę Męża.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz