wtorek, 30 września 2014

Zaczęło się!

Zanim padnie właściwe "zaczęło się!" poprzedza je etap przygotowań. W pierwszej ciąży zaczyna się on dużo prędzej, a w drugiej zawsze jest coś ważniejszego do zrobienia bądź zmęczenie daje się tak we znaki, że przygotowania odkłada się na dzień następny. I tak czas ucieka nieubłaganie.

W związku z tym, że od spotkania z Synem dzieli nas pięć tygodni, choć odbierając jego wieczorne komunikaty mam wrażenie, że nastąpi to szybciej, to czas się przygotować do godziny P (jak poród).

Przygotowania rozpoczęły się w weekend od internetowych zamówień. Przypomniałam sobie co wszystko jest potrzebne matce rodzącej, matce w połogu oraz noworodkowi i zamówiłam to w internetowej aptece. Następnie znalazłam książkę poświęconą przyjściu na świat drugiego dziecka - w pierwszej ciąży pochłonęłam mnóstwo książek i poradników dotyczących ciąży i małego dziecka, teraz nie odczuwałam takiej potrzeby, żeby jednak mieć czyste sumienie zamówiłam książkę i zamierzam ją przeczytać. Poza czystym sumieniem liczę, że znajdę kilka porad jak ogarnąć noworodka i dziewczynkę, która lada moment wkroczy w bunt dwulatka. Znalazłam też kilka gustownych ubranek dla synka i powalczyłam o nie z innymi mamami, których oczy wyobraźni już ubierały w nie swoje słodkie maleństwa. Nie we wszystkie ubranka będzie im dane ubierać swoje dzieci, bo będzie je nosił nasz Syn. 

Dzisiaj powinny nadejść zamówione paczki i przystąpimy do pakowania torby do szpitala, żeby nie kusić losu i żeby zapewnić spokój mężowi, któremu już śni się po nocach, że torba jeszcze nie gotowa. Nie wiem czy pamiętacie, ale w kluczowym momencie lubi sprawdzać co jest w torbie (Jak to się zaczęło?), więc lepiej dać mu na to trochę czasu. 

Od wczesnego rana pralka pierze ogromne ilości niemowlęcej garderoby, która wcześniej przebywała w piwnicy i wymaga odświeżenia. W weekend stolarz zamontuje nową szafę, w której umieścimy dziecięce ciuszki. Później odwiedzi nas zaprzyjaźniona ciocia ze swoim mini żelazkiem, idealnym do małych ciuszków, ciocia, która w przeciwieństwie do mamy, uwielbia prasować i razem ze swoim żelazkiem debiutowała już przy ubrankach Poli. Jak się wnioski same nasuwają, później dziecięce ubranka prasowane nie będą, bo matka dzieci, czyli ja, nie widzi sensu w tej czynności zwłaszcza jeśli chodzi o ubranka, które są wielokrotnie w ciągu dnia zmieniane. 

Po głowie chodzi mi mnóstwo rzeczy co jeszcze trzeba zrobić, jak przygotować dom, jak przygotować męża. Pewnie za niedługo siądę i będę pisała plan dnia Poli, żeby tata w ferworze nie zapomniał kiedy dziecko je, żeby wiedział gdzie jest syrop jeśli coś je będzie bolało. Muszę pomyśleć co ugotować na zapas, żeby mąż nie jadł przez kilka dni pizzy na dowóz, no i żeby po powrocie do domu nie zawracać sobie głowy gotowaniem. Jeszcze trzeba kupić prezent dla Juniora, żeby miał co wręczyć siostrze jak już się spotkają... 

Napięcie rośnie, pojawiają się różne emocje, czuję podekscytowanie jak przed jakimś wyjazdem! Tyle pytań się pojawia, jak to będzie? Jak sobie poradzimy? Jak bardzo zmieni się nasze życie? A więc zaczęło się gorączkowe oczekiwanie. Jej, już się nie mogę doczekać!


A na zdjęciu słynna szafiarka lubująca się we wszelakich nakryciach głowy
 i jej nowa stylizacja pt. "udowodnię Wam, że i czapkę Dzidzi potrafię założyć".



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz