Dzisiaj na spacerze spotkałam ducha czasu. Spotkanie miało miejsce pod szkołą podstawową, z której wychodziły dzieci po skończonych lekcjach.
Minęłyśmy grupkę dziewczynek, może z czwartej klasy i słyszymy: "o której dzisiaj będziecie na komputerze?", "dobra, to się spotkamy". Nie mogę się powstrzymać, żeby nie skomentować tego słowami: za "moich czasów... ". Zatem, za moich czasów, to dzieci spotykały się na podwórku, skakaliśmy w gumę, graliśmy w piłkę, czy podchody albo też w lajdę*. Świeże powietrze, bezpośredni kontakt, zwariowane pomysły, czyli coś czego dzisiejsze dzieci spotykające się na komputerze mogą nie zrozumieć.
Chwilę później słyszę: "poślesz mi smsem co było na zadanie z matematyki, bo nie zapisałam?". No i znowu muszę powiedzieć - za moich czasów, to każdy zapisywał w zeszycie co jest na zadanie. Telefony stacjonarne były rzadkością, więc jeśli w pobliżu nie mieszkał nikt z klasy, to groziła pała za brak zadania. Dla tych, którym zależało na dobrych ocenach było nie do pomyślenia, że można nie zapisać co jest zadane.
Kawałek dalej znowu duch czasu stanął mi na drodze, tym razem przybrał postać świadków Jehowy. Nie zaskoczyło mnie, że chcieli chwilę porozmawiać o życiu, w tym o problemach wychowawczych jakie spotykam wychowując moją córkę. Uświadomiłam im, że problemy wychowawcze dopiero przede mną i wtedy nastąpił element zaskoczenia: panie nie podzieliły się ze mną gazetką, jak to mają w zwyczaju, panie podały mi adres strony internetowej, na której znajdę mądre rady, jak już mnie te problemy wychowawcze dopadną, a także znajdę tam bajeczki dla dzieci wprowadzające dziecko w świat dobrych wartości. W tym przypadku duch zrobił na mnie spore wrażenie.
Jednym słowem duch czasu sieje spustoszenie, aż się boję pomyśleć jak daleko sprawy zajdą kiedy nasze dziecię dorośnie...
_______
*Wczoraj na spacerze wspomniałam mężowi o grze w lajdę i słowa moje wprawiły nasze małżeństwo w ogromne zdumienie. Mąż zdziwił się czym jest tajemnicza "lajda", ja natomiast, czyli żona, nie mogłam pojąć jak można nie znać gry w lajdę. Całe życie żyłam w przeświadczeniu, że lajda jest grą znaną każdemu dziecku w naszym kraju, a tymczasem życie za pośrednictwem męża chce mi pokazać, że się myliłam. Czy tylko mieszkańcy pięknego śląska cieszyńskiego w lajdę grywają??
Wychowałam się na Śląsku Opolskim i muszę przyznać iż nie wiem co to lajda . Może znam ta grę pod inną nazwą, hm..... chyba musisz rozjaśnić sprawę ;-)
OdpowiedzUsuńTo jest taka gra, że jeden ją ma - lajdę ma i biega za resztą dzieci, które przed tym jednym uciekają, żeby kogoś złapać i przekazać lajdę :D
UsuńMąż mówi, że normalnie to się nazywa berek ;)
I wszystko jasne - berek :-)
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń