Dziecię moje jest najsłodsze, najwspanialsze, najmądrzejsze, a przede wszystkim najmojsze. A urzekło mnie dzisiaj to dziecię moje, gdy po przedobiedniej drzemce zaczęła okazywać zdziwienie światu stosując dźwięk: "ołł". W tym urzeczeniu swoją rolę odegrało też to, że po obudzeniu córka grzecznie czekała w łóżeczku rezygnując z przywołania matki poprzez prezentowanie siły swoich strun głosowych, a kiedy pojawiłam się w drzwiach sypialni okazała radość wartą wszystkiego.
Wydawany przez córkę dźwięk "ołł" połączony jest z wyjątkowo dopracowaną mimiką twarzy. Na twarzy maluje się ogromne zdziwienie z lekką nutką zmartwienia, a usteczka układają się w przecudny dzióbek.
W ciągu dnia można spotkać cały szereg sytuacji, kiedy właściwie jest zareagować artykułując dźwięk "ołł".
I tak:
- podnosimy roletę po drzemce i słyszymy: "ołł" w domyśle - "ale się pogoda popsuła!".
- w drodze do kuchni uwagę córki zwraca mały punkcik na podłodze, dotyka paluszkiem: "ołł" - "jaka brudna ta podłoga, a przecież dopiero co umyłyśmy!"
- podczas jedzenia celowo zrzuca miseczkę albo łyżeczkę i wydaje z siebie pełne żałości "ołł" - ojej spadło
- próbuje złożyć ze sobą klocki, a kiedy to nie przynosi efektu słyszę: "ołł" - nie udało się...
- wielkie "łubu dubu" dobiegające z pokoju zakończone jest dziecięcym "ołł" - nie sądziłam, że jak za to pociagnę, to wszystko spadnie mi na głowę...
Przykłady można by mnożyć, bo szoł trwa nieustannie, jednak najcenniejsze jest to ile takie dziecięce "ołł" potrafi dostarczyć radości. Już się nie mogę doczekać nowych niespodzianek, które zafunduje nam córka!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz