wtorek, 1 lipca 2014

Mózg Kobiety

Witajcie w lipcu! Jesteśmy w domu, zacieramy ślady po podróżowaniu, czyli pierzemy, suszymy i pierzemy kolejne rzeczy, no i wracamy do zdrowia.

Niefortunnie rozłożyło żeńską część naszej rodziny. Dzielny ojciec dowiózł do Cieszyna gorączkującą córkę i cierpiącą na ból gardła żonę. Było to ciężkie zadanie ponieważ córka dostała gorączki w noc poprzedzającą powrót do domu, co uniemożliwiło odpoczynek przed podróżą. W dodatku stan córki wymagał towarzystwa matki na tylnym siedzeniu, co poza bólem gardła przyczyniło się do bólu kręgosłupa, więc finał naszej sielanki był dosyć brutalny. Dziecko padło ofiarą jakiejś wirusówki, a matka boryka się z przeziębieniem.

Tym razem wyjeżdżając na urlop pamiętałam o aparacie. Byłam niezwykle dumna, że udało mi się go nie zapomnieć. Jak czas pokazał duma była przedwczesna, bo zapomniałam wziąć do niego ładowarki. Kiedy chcąc uwiecznić moment szalejącej na łące córki aparat nagle wyłączył się, wówczas przypomniałam sobie swój szalony pomysł, że nie będę ładować baterii przed wyjazdem, bo przecież mogę to zrobić w każdej chwili na miejscu. Na szczęście poratował nas aparat w telefonie i mogliśmy uwiecznić kilka wartych tego chwil.









Wydarzenie z aparatem skłoniło mnie do refleksji na temat mózgu kobiety. Rzecz jasna aktualnie interesuje mnie mózg kobiety ciężarnej i jestem przerażona jak szybko on zanika. Jeśli tempo się nie zwolni, to dla bezpieczeństwa ogółu i mojego własnego trzeba mnie będzie gdzieś ulokować do czasu porodu. Nie będąc w ciąży na pewno sprawdziłabym stan aparatu, baterii i wszystkich akcesoriów, będąc w ciąży nie jestem w stanie odpowiedzieć dlaczego właściwie tego nie zrobiłam, chyba za bardzo się skoncentrowałam na pamiętaniu, żeby aparat zabrać. 

Ostatnie tygodnie wciąż udowadniają mi, że nie jestem w stanie wykonywać kilku czynności na raz, bo grozi to katastrofą. Jeśli gotując obiad wyjdę z kuchni do łazienki, pewne jest, że podsmażana do mielonego cebulka się przypali, bo widząc brudne lustro zapomnę, że jestem w trakcie gotowania. Będąc już w Elblągu musiałam wysłać jeden dokument do swojej pracy. Wypełniając go musiałam podać numer dowodu osobistego, stwierdziłam, że nie będę wstawać niepotrzebnie po dowód i zrobię to na końcu, oczywiście zapomniałam o swoim postanowieniu i dokument został wysłany niekompletny, poza tym nie doczytałam polecenia, a wykonałam je, oczywiście z marnym skutkiem, co uświadomiła mi nagła refleksja, gdy dokument był już w skrzynce na listy. Wcześniej wypełniałam setki dokumentów liczących wiele stron i zawsze dokładnie sprawdzałam czy wszystko jest jak należy, a obecnie nie ogarniam jednej strony. Czytanie też idzie nieco gorzej, w książkach gubię wątek, a w nagłówkach czytam to co nie jest napisane, zamiast "zakochane w zakupach" widzę "zakochane w zupach". Coraz częściej się zdarza, że idę wykonać jakąś czynność i z zadziwieniem stwierdzam, że jest już zrobiona i że to ja sama ją przed chwilą wykonałam, a mój mózg w ogóle tego faktu nie zarejestrował. Strach się bać co będzie dalej. 

Wracając jednak do oczekiwań związanych ze Swornymigaciami, wszystkie oczekiwania zostały spełnione. Było zielono, spokojnie i pysznie. Bory Tucholskie to piękna kraina, zwłaszcza przed rozpoczęciem wakacji. Kajakiem też pływaliśmy, obawy były wielkie, że nasza córka zechce wyskoczyć na środku jeziora, ale jak się okazało, były zupełnie nieuzasadnione, dziecko zasnęło zanim z Brdy wypłynęliśmy na jezioro. Ojciec wysadził nas na łące i na jezioro popłynął sam, zdążył wrócić a córka w kapoku dalej spała. Reasumując polecamy Swornegacie. Teraz czas na kurowanie i odpoczynek po miesięcznych wojażach.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz