sobota, 28 grudnia 2013

bohater w moim domu

Niefortunnie się złożyło, że przez święta mnie rozłożyło. Sytuacja jest o tyle nieprzyjemna, że za dni trzy nasz Sylwester, który w tym roku miał być wolny od fatum. Ja ciągle nie tracę nadziei, że się z tego wykaraskam. 


W obowiązkach domowych i w opiece nad dzieckiem, żeby niczego nie złapało, zastępuje mnie mąż. Pierwszego dnia obserwowałam to wszystko z pozycji horyzontalnej i miałam z tego powodu ogromne wyrzuty sumienia, zwłaszcza, że mąż niewiele się do mnie odzywał. Wieczorem, kiedy dziecko już spało zagadka się wyjaśniła, mąż był tak zajęty opieką nad dzieckiem i stresował się, czy wszystkiemu podoła, że zapominał o rozmowie ze mną. Mnie bolało gardło, więc też do rozmownych nie należałam. 

Pierwszy dzień był rzeczywiście najtrudniejszy. Niby to nic wielkiego, ta cała opieka nad dzieckiem, a okazuje się, że nie ma chwili, żeby usiąść i książkę poczytać. Ledwo dziecko przebrane z piżamy w dzienne ciuchy, a tu już czuć, że pielucha przestała być czysta. Zmiana pieluchy, mąż zajął się swoją toaletą poranną, a ja widzę wielkie skupienie u córki i zastanawiam się jak powiedzieć mężowi, kiedy wyjdzie z łazienki, że operację musi powtórzyć. Trochę mi go żal, dziwi mnie to uczucie, bo to przecież tak samo jego dziecko jak moje i ja to robię codziennie. Dziecko nasze zjada sześć posiłków dziennie - z pozycji obserwatora myślę sobie, że to strasznie monotonne i znowu zastanawiam się jak mąż zareaguje, kiedy mu powiem, że znowu musi nakarmić dziecko. A następnie je umyć, a być może i przebrać. 

Dzisiaj minął dzień trzeci i sprawy mają się dużo lepiej, mąż już wpadł w rytm, widać obycie, zniknął stres. Ma czas, żeby się wygłupiać i pogadać z żoną. A ja dalej obserwuję to wszystko i zastanawiam z czego wynika ta różna ocena sytuacji - kiedy mąż wykonuje te same obowiązki co ja, to wydaje mi się bohaterem, a ja robię to na co dzień, jeszcze zazwyczaj muszę odkurzyć, umyć podłogę i ugotować obiad, sama przygotować dziecko do spaceru i wszystkie posiłki dla niego, a gdybym miała ocenić swoją pracę, to uważam, że nie robię niczego nadzwyczajnego. 

W zaistniałej sytuacji doświadczam jeszcze jednej rzeczy, ogromnej tęsknoty do mojego dziecka, które cały dzień jest gdzieś w zasięgu mojego wzroku. A wszystko przez dystans, który muszę utrzymać ze względu na bakterie, które pewnie rozsiewam. Niby razem, a jednak osobno. Nie mogę się doczekać kiedy wszystko wróci do normy i dostanę od córki soczystego buziaka!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz