Rozpoczęłam pieczenie ciasteczek. Zgodnie z przyjętym zwyczajem rozpoczęłam piernikami. W zeszłym roku pierniki były bajecznie pyszne, miękkie, cudowne! Były też przygotowywane w niezwykłej atmosferze, w spokojnej atmosferze. W tym roku sytuacja diametralnie się zmieniła.
Mimo, że warunki były mniej sprzyjające niż w zeszłym roku, satysfakcja jest spora. Największą frajdę sprawiło mi lukrowanie. Do tej był to żmudny zabieg, robiłam to za pomocą nożyka, innymi słowy mówiąc smarowałam lukrem. A lukrowanie piernikowych choinek przy pomocy nożyka przyjemne być nie może. W tym roku zakupiłam pędzelek, który do tej pory wydawał mi się zbędny. Od dzisiaj nie wyobrażam sobie życia bez pędzelka, a już na pewno nie wyobrażam sobie lukrowania bez niego! Każdą choineczkę mogłam precyzyjnie pomalować, a takie możliwości daje tylko pędzelek.
Przez chwilę poczułam się jakbym połączyła pieczenie z malowaniem, które bardzo lubię. Mówię o pokojowym malowaniu. Przez chwilę też zaczęłam się zastanawiać, co by można w domu zmalować, bo trochę mi tego malowania zaczęło brakować. Ale kiedy sobie pomyślałam jak zareaguje mój mąż, kiedy mu powiem, że mam potrzebę zmalowania czegoś, to postanowiłam przestać myśleć, nie zrobię mu tego w tym pięknym przedświątecznym okresie. Pomyślę po świętach.
A propos męża. To mąż zażyczył sobie, żeby pierniki zrobić z połowy porcji, bo w zeszłym roku wyszło ich bardzo dużo. Zrobiłam z połowy, ale zapowiedziałam też, że w związku z tym nie ma wyjadania przed świętami, bo "mam mało i zabraknie na święta". Mąż chyba żałuje swojego pomysłu.
A pierniki w tym roku zrobiłam z marmoladą, są bajeczne! Malina, musisz spróbować takiej opcji, a jak Twój piernikowy domek?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz