piątek, 25 października 2013

metamorfoza

Dzisiaj koło południa rozległo się cichutkie pukanie do drzwi. Poszłyśmy z Polą zobaczyć kto to, a nastawienie miałyśmy takie, że to ktoś znajomy, bo pukał tak, żeby nie obudzić śpiącej Poli. 

Zdziwienie było wielkie, kiedy okazało się, że to pani Listonoszka pytająca: "mam nadzieję, że nie obudziłam córki? bo tak się starałam, nawet na domofon dzwoniłam do kogo innego". Racja, jej wczorajszy dzwonek wyrwał Polę ze snu, a widok zaspanego dziecięcia mógł poruszyć każdego. 

Ale cofnijmy się w czasie do października zeszłego roku. W naszym rejonie pojawiła się nowa listonoszka, niestety, nie miałam okazji jej poznać, ponieważ miała zwyczaj zostawiania awiza nawet nie sprawdzając, czy ktoś jest w domu. Kiedy nastąpiła kumulacja, tj. w jednym tygodniu, kiedy to jako ciężarna i chora nie opuściłam domu ani na chwilę, a mąż mój przyniósł ze skrzynki na listy trzy awiza, każde innego dnia. Przysłowiową kroplą, która przelała czarę goryczy, był fakt, że od pewnego czasu podlegamy pod Agencję Pocztową, a nie pod Pocztę Główną na Rynku. Bardzo nie lubię wizyt w Agencji, żeby odebrać awizowaną przesyłkę.

Agencja ta mieści się w sklepiku ze śrubkami i młotkami i obsługiwana jest przez żonę właściciela tegoż sklepiku. Żona ta ma niezwykle powolne obroty i zdolność do wyszukiwania przedziwnych problemów, a tym samym posiada właściwość momentalnego wyprowadzania mnie z równowagi. Pani ta, kiedy przyszłam kiedyś z awizem powiedziała mi "to niemożliwe, że pani ma to awizo, bo ja go nie mam w systemie, skąd pani to w ogóle wzięła?" albo kiedy na kopercie ktoś rozwlekle napisał literę "K" w moim nazwisku pani usiłowała mi wmówić, że list jest dla Moniki Jurek i nie może mi go dać. Historii takich jest wiele, ale nie o to chodzi, żebym się teraz zdenerwowała wspominając je. Faktem jest, że Agencja czynna jest od poniedziałku do piątku w godzinach 9.00 - 16.00, soboty nieczynne, w sam raz, żeby list odebrał ktoś, kto otrzymał awizo, bo w godzinach dostarczania poczty pracuje, nie? 

Jak już Agencja przelała czarę goryczy, postanowiłam podjąć interwencję. A jestem z tych, którzy starają się zostawić świat lepszym niż go zastali (dla niewtajemniczonych, to przesłanie twórcy skautingu) więc napisałam skargę do zarządu poczty. Na stronie sugerowano, aby robić to drogą mailową, chyba z obawy, że skarga może zaginąć. Wysłałam skargę mailem, otrzymałam potwierdzenie, że dostali i wkrótce odpowiedzą. Odpowiedzieli, że listonoszka została przesłuchana w sprawie, jest nowa i że obiecała poprawę. Poprosili, aby dać jej szansę, a w razie braku poprawy sytuacji, dać im znać. 

Nieźle - pomyślałam - to teraz pani L. będzie mnie traktowała jak wroga numer jeden. Trudno - stwierdziłam - byleby listy przynosiła. Wkrótce nastąpiło nasze pierwsze spotkanie, pani L. patrzyła na mnie spode łba i zupełnie się nie odzywała, tylko wskazywała gdzie podpisać. Na nieszczęście dla pani L. jestem aktywną allegrowiczką i listów było sporo. Powoli, list po liście, nawiązywałyśmy kontakt, pojawiało się słowo, najpierw zwykłe, później nawet miłe. Zaistniał uśmiech, z każdym dniem było coraz lepiej. Teraz można powiedzieć jesteśmy znajomymi, które spotykając się gdzieś na mieście zamienią ze sobą kilka słów o pogodzie. Jednak mimo wszystko ta dzisiejsza empatia mnie zaskoczyła. W takim razie nie kupię sobie wycieraczki "jak mi obudzisz dziecko, to sam je będziesz usypiał", wierzę w metamorfozę każdego dzwoniącego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz