Zastanawia mnie skąd u ludzi bierze się tendencja do mędrkowania i przedstawiania siebie jako nadzwyczaj doświadczonych przez życie. Doprawdy mam serdecznie dość wszystkich dobrych rad i wypowiedzi dotyczących dzieci.
Moja córka aktualnie siada i sprawia mi to niezwykłą radość, już jej nie mogę położyć na byle macie czy kocyku, bo ona woli siedzieć. Na spacerze spotykam sąsiadki i inne pragnące zaistnieć dusze, które widzą, że dziecko siedzi, więc pytają, czy już raczkuje, odpowiadam, że nie - ten schemat powtarza się niezwykle często, wówczas następują bardzo podobne do siebie odpowiedzi:
- a to jeszcze nie wiesz, co to dziecko
- no jak zacznie raczkować, to dopiero zobaczysz
- a to niedługo się zacznie
- a to wkrótce się skończy święty spokój
- Ty się ciesz, że masz tylko jedno, bo z dwójką to dopiero byłoby problemów.
Ludzie złoci, o co Wam chodzi? Dlaczego to robicie? Przecież to oczywiste, że niedługo zacznie biegać i ściągać sobie na głowę wszystko, co będzie w zasięgu ręki, to naturalne, tak rozwija się dziecko i tak poznaje świat. Czy wydaje się Wam, że jestem tego nieświadoma? Że nie spodziewam się kompletnej reorganizacji naszego mieszkania? Dajcie mi teraz cieszyć się etapem, w którym się znajdujemy. Dziecko siada i każdorazowo, kiedy to robi sprawia nam to ogromną radość. Kiedy dziecko będzie raczkowało będziemy przeżywać, to, że raczkuje, a kiedy zacznie chodzić będzie nas cieszyć każdy jego krok i każda rzecz, którą dzięki temu złapie w swoje ręce.
Nie postrzegam swojego dziecka jako problemu, świadomie się na nie zdecydowałam i świadomie podchodzę do jego rozwoju. Nikt z nas nie jest w stanie przewidzieć, co życie z dziećmi przyniesie, jednak pewne elementy są elementami powtarzającymi, zazwyczaj też mijającymi i nie mogę się doczekać, żeby je przeżyć. Moje dziecko, moja radość, więc skończcie narzekać. Przyłapałam się na tym, że widząc na horyzoncie jakąś "Dobrą Radę" szukam drogi, żeby jej nie spotkać i żeby nie zepsuła mi radości spacerowania.
Dialog z sąsiadką sprzed kilku dni, mistrzynią w plotkarstwie osiedlowym.
ja: Dzień dobry
sąsiadka: Dzień dobry, a co to chłopczyk?
ja: Nie, dziewczynka.
sąsiadka: Dziewczynka? A nie wygląda... Wygląda jak chłopczyk.
I co tu takiej babie odpowiedzieć, doprawdy nie widzę w tym problemu, że owa baba w mojej opatulonej przed zimnem półrocznej córce nie widzi dziewczynki, uśmiechnęłam się więc promiennie i poszłam swoją drogą z moją dziewczynką, która wygląda jak chłopczyk.
święte słowa Monia! ja takie rady wypuszczałam zawsze drugim uchem;) mój teraz uczy się chodzić i nie mogę się doczekać kiedy zacznie biegać ('będzie Ci uciekać") i dobrze! będziemy sie bawić w masz go! ;) buziole dla Was! ;)
OdpowiedzUsuńthe same!!
OdpowiedzUsuńMoim hitem była sąsiadka-czarownica, która mnie na drodze ze sklepu (nie dało się jej ominąć) obleśnie po brzucholu zmacała... (5-ty miesiąc czyli mało co widać)... i mruży oczy i mówi... a raczej syczy... tak:
OdpowiedzUsuń- Jo ci wróża........... jo ci wróżaaaaaa.......... jo ci wróżaaaaaa. Że bydziesz feeeeeest, feeeeeest rubo!!!
(miałam na końcu języka "ale mi to zniknie...") ;-)
p.s. no i nie byłam...